20/04/2024

NuSioLeK.eu

Najlepsze Mp3 w Rękach Kobiety

Transmission 2015: relacja 'Z Dobrej Woli’

10 min read

Witajcie! Czas na garstkę wrażeń i szczerości w temacie sobotniego wieczoru, 21 listopada 2015 roku. Tegoroczna edycja Transmission w Pradze była moją pierwszą. Jak każda inicjatywa na naszym świecie, miała swoje mocne i słabe strony.

tm1
Których było więcej – dowiecie się w dalszej części tekstu.

Zacznijmy od początku. A może od tego, co wydarzyło się wcześniej. Po godzinie osiemnastej, na teren O2 Areny wjechały autobusy GTV Party Bus, które co roku zabierają polskich imprezowiczów na praską imprezę. Już wtedy można było poczuć magię tego miejsca – głośna muzyka i około setka ludzi tańczących lub kołyszących się w jej rytm. Naprawdę świetny przedsmak dalszej części dnia. O rodzimych klubowiczach kilka słów jeszcze za chwilę.

Wejście do środka – z perspektywy wejścia dla przedstawicieli mediów – odbywało się płynnie. Z tego, co zaobserwowałem, nie inaczej było przy wejściu głównym. Cała obsługa – ochroniarze, dziewczyny zajmujące się sprawdzaniem list i wydawaniem kart identyfikacyjnych, pracownicy stoisk z szatniami i punktami gastronomicznymi – wykonywała swoje obowiązki bez zarzutu. Dało się z nimi dogadać czy to po angielsku, czy po kombinacji czeskiego z polskim (jeśli jeden z nich czegoś nie zrozumiał, drugi przychodził mu z pomocą), byli pozytywnie nastawieni do imprezowiczów.

Widziałem jedną sytuację, podczas której służby medyczne wyciągały jednego (prawdopodobnie pijanego) chłopaka z parkietu, ale cała akcja została przeprowadzona szybko, bez zbędnego chaosu. Jeśli jednak macie jakieś inne opinie w tym temacie, dajcie znać – nie wszystko widziałem, nie wszystko słyszałem.

Większą część imprezy obserwowałem / przeżywałem z perspektywy parkietu. W tym miejscu opowiem o dwóch zastrzeżeniach:

– nagłośnienie – jeśli nie mieliście ze sobą żadnych stoperów do uszu… naprawdę bardzo Wam współczuję; warm-up’u Thomasa Coastline’a i występu Juraja z Driftmoon oraz jego gości dało się jeszcze wysłuchać bez tego typu zabezpieczeń, ale im ‚dalej w las’, tym stawało się coraz głośniej; podczas setu Aly & Fila, jeden chłopak pokazał mi na migi, że jest naprawdę nieznośnie. Wniosek jest jeden – bez stoperów ani rusz na Transmission! Wydatek niewielki, a mogący naprawdę uchronić Was od wielu nieprzyjemności (z których najmniejszą może być nawet kilka dni regeneracji słuchu).    tm2

– parkiet – powiem Wam, że nie jestem częstym bywalcem eventów, mam porównanie tylko z kilkoma, np. niedoszłym Armin Only w Ostrawie sprzed roku i… powiedzcie mi – czy naprawdę zawsze, zwłaszcza w pobliżu wejść na parkiet, tworzy się istne ‚morze plastikowe’? W miarę czasu, pozostałości po kubkach, puszkach i innych rzeczach zaczęły pokrywać parkiet. Ludzie… czy Wy naprawdę nie wiecie, czym jest kosz na śmieci i jak z niego korzystać? To było dla mnie wyjątkowo niepojęte. Nawet bardziej, niż wygląd toalet po imprezie, ale to już podobno norma, niezależnie od miejsca na naszym świecie.tm3Powróćmy do nieco milszych rzeczy – do ogólnego rzutu oka na widownię. Ludzie chętnie robili wspólne zdjęcia, muzyka była wspólnym językiem dla tysięcy ludzi. To było naprawdę piękny widok – widzieć fanów trance z przeróżnych zakątków świata; w arenie widziałem flagi: Czech, Francji, Słowenii, Ukrainy, Finlandii, Cypru, Egiptu, a nawet Japonii czy Brazylii. No i oczywiście Polski.

No właśnie, rodacy – tak jak się spodziewałem – byli zdecydowanie najgłośniejszą i najbardziej szaloną nacją tej imprezy. Szczególnie dało się to odczuć w chwili, gdy nasi klubowicze zebrali się pod ‚pucharami’ (mowa oczywiście o gablocie gospodarzy – hokejowego klubu Sparta Praga), aby zrobić wspólne zdjęcie. Atmosfera przypominała doping polskich kibiców podczas ostatnich meczów reprezentacji w piłce nożnej, a przecież ilość imprezowiczów z naszego kraju nawet nie zbliżała się do tej ze stadionów w Warszawie czy Wrocławiu. Za tę atmosferę – naprawdę wielkie brawa!

Przejdźmy do najważniejszego – oprawy muzycznej:

1. Thomas Coastline:

Z wiadomych powodów – o tym secie – nie mogę powiedzieć zbyt wiele. Z tego, co słyszałem ‚na żywo’ oraz przy późniejszym odsłuchu – uważam, że Tomas Malina poradził sobie koncertowo we własnej roli.

W jego miksie pojawiło się wiele progresywnych smaczków, m.in. od duetu Holbrook & Skykeeper, Matta Faxa, nie zabrakło również tegorocznego hitu Erica Prydza – „Generate” oraz fenomenalnego klasyku – „Nothing At All” Rexa Mundiego i Susany w remiksie duetu Funabashi. Świetne wprowadzenie w resztę nocy.

Ocena: 8/10

2. Driftmoon & Kim Kiona & Koen Herfst & Eller van Buuren:

Niezwykle widowiskowy występ; przyznam, że szczególnie miło było zobaczyć i usłyszeć Kim w stanie ‚surowym’ – to tylko potwierdziło, że jest naprawdę dobrą i zjawiskową wokalistką. Ponadto, ogromna energia instrumentalistów – perkusisty Koena Herfsta i gitarzysty Ellena van Buurena.

Ulubione momenty: Fantastyczne „Genesis”, „The Tribe” w rytm uderzeń Herfsta oraz finałowe „Barefoot”, podczas którego – tylko w tym momencie – na scenie ujrzeliśmy całą czwórkę. Ciekawe muzyczne przeżycie.

Ocena: 9/10

3. Jorn van Deynhoven:

Przyznam, że Jorn był artystą, który podczas tego wieczoru naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył (chyba najmocniej ze wszystkich występujących tego wieczoru); co prawda – wiem, że jego doświadczenie jest potężne, wiem, że występuje w tej roli od kilkunastu lat, ale… prawdopodobnie obawiałem się jego gry z powodu ostatnich wydań, coraz mocniej osadzonych w schematach Armada Music.

Usłyszeliśmy „The Perfect Ten”, nie zabrakło również tegorocznych hitów Ferry’ego Corstena („Anahera” i „Reborn”) ani „Lethal Industry” oraz „Twisted” w nowych interpretacjach Jorna. Sporym zaskoczeniem było dla mnie usłyszenie w outro „Purity” od Orkidei w remiksie Sneijdera. Dobry, energiczny set.

Ocena: 8/10

4. Andrew Rayel:

No cóż… najchłodniej przyjęty wybór organizatorów Transmission (nie tylko na oficjalnym fanpage’u, powiem tak – jeśli musisz tłumaczyć się z wyboru jakiegoś artysty, to jest to najlepszy dowód na potwierdzenie tej tezy); set, który wielu wykorzystało (w tym i ja) jako… przerwę – na piwo, na coś do jedzenia, na zwiedzenie O2 Areny.

Miks Mołdawianina rozpoczął się jego współpracą z Markiem Sixmą – „Chased”, później przeszedł w wersję „Adagio For Strings” wykonaną przez wspomnianego M6, a następnie… no właśnie – mam dwa zastrzeżenia:

– „po pierwsze, primo” – Andrey Rayel grał każdy utwór stosunkowo krótko; tak, jakby chciał zmieścić w swoim secie jak najwięcej utworów. Ma to swoje plusy, ma swoje minusy – ja osobiście wolę, kiedy produkcje grane są w pełnym wymiarze czasowym.

– „po drugie, primo” – liczba klasyków odświeżonych/zniszczonych (niepotrzebne skreślić) przez Mołdawianina, umieszczonych w tym secie była zatrważająca: „Exploration Of Space”, „Symphonica”, „Waiting” (w mash-up’ie), „Insomnia” (choć szczerze przyznam, że ta ostatnia jeszcze nie jest taka tragiczna), itp.

Jak bardzo moglibyśmy na Andreia narzekać, jak bardzo moglibyśmy żałować jego zaproszenia (przyznam, że w pewnym momencie usłyszałem z korytarza tak nieprzyjemne, bigroomowe dźwięki, że zacząłem się zastanawiać czy przez pomyłkę nie trafiłem na występ duetu Dimitri Vegas & Like Mike), tak jednego nie można mu odmówić – wspaniałego kontaktu z publiką. Bo tak, byli ludzie, którzy świetnie bawili się w tych rytmach.

Cóż… może to jest czasami ważniejsze? Kwestia dyskusyjna.

PS. „The Tribe” na finał – jeśli nie obserwowaliście innych setów Rayela – na pewno było dla Was ogromnym zaskoczeniem.

Ocena: 4/10

5. Transmix (Airwave):

Przewijając się przez wiele dyskusji po samej imprezie, bardzo często spotykałem się z komentarzami, że ta część zawiodła ich najmocniej. Niestety, samego Belga zabrakło, ponieważ w tym czasie występował podczas Bonzai Retro 2015 w Antwerpii.

Ogólnie zawiedziony nie jestem (no może poza małą wpadką, kiedy komuś prawdopodobnie omsknął się palec na złym przycisku i… naglę halę ogarnęła cisza i szum niezadowolenia).

Największą euforię czułem przy odsłuchu „Flight 643″ od Tiesto – numeru bardzo mi bliskiego po wielu godzinach spędzonych przy grze FIFA 2002. Świetnie wybrzmiało również intro – słynne „Universal Nation” (M.I.K.E. pres. Push) w ‚teatralnym’ remake’u Laurenta Veronneza. Nie było źle, aczkolwiek… może faktycznie po ‚Transmixie’ można było spodziewać się więcej?

PS. Szczerze zazdroszczę wszystkim, którzy bawili się dzień wcześniej w Mecca Club – tam Belg zagrał pełnego seta.

Ocena: 7/10

6. Markus Schulz:

Nazwisko, które niezmiennie przyciąga na czeski event tysiące fanów z całego świata. Tak, jak się spodziewałem – w jego miksie usłyszeliśmy kilka niedawnych wydań jego wytwórni  Coldharbour Recordings (m.in. „Zenith” od M.I.K.E.’a i Rank 1 czy fantastyczne „Knightfall” duetu Arkham Knights), teoretyczne hity wokalne Markusa: „Destiny” i „Facedown”, tegoroczny hymn imprezy – „The Creation” (podczas którego na scenie zobaczyliśmy jego współtwórczynię, Nifrę), a także poprzednie motywy Transmission: „Digital Madness” (2011), „The Spiritual Gateway” (2013) oraz… „The New World” (2008) w nowej, oficjalnej interpretacji duetu Fisherman & Hawkins.

Cały set zakończył się utworem New World Punk – „Memories” (w remiksie Schulza), w którym Cara Salimando śpiewa: „Thanks for all the memories” (tłum.: „Dziękuję za wszystkie wspomnienia”). Ponadto, Markus pożegnał nas słowami: „See you next year” (tłum.: „Do zobaczenia w przyszłym roku”).

Występ na dobrym poziomie, aczkolwiek… być może po artyście tego formatu spodziewałem się czegoś lepszego? Trochę szkoda, że „Knightfall” zostało zagrane w krótszej wersji, bez melodyjnej kulminacji. Mimo wszystko – całość warta wysłuchania.

PS. W trakcie setu doznałem bardzo poważnego szoku, przez chwilę myslałem czy to nie halucynacje z przemęczenia. Uplifting i Markus? Tak, niedawny singiel Schulza z wokalistką Vassy został zremiksowany przez Jordana Suckleya. Chyba nikt się tego nie spodziewał 😉

Ocena: 8/10

7. Aly & Fila:

Kolejne zaskoczenie – Fadi od początku rzucił nas na głęboką wodę i rozpoczął od psychodelicznych rytmów (które zresztą pojawiły się w dalszej części jego występu). W jego secie usłyszeliśmy również niedawne nowości wydawnicze od Johna Askewa, Sneijdera, Giuseppe Ottavianiego czy Jamesa Dymonda; znane, tegoroczne hity – w postaci prac m.in. Dana Stone’a (remiks „See The Sun”) oraz wspólnego numeru Aly & Fila i Ferry’ego Tayle’a („Napoleon”); nie zabrakło też zapowiedzi przyszłych wydań od Fady & Mina, Richarda Duranda oraz – oczywiście – od ‚Faraonów’ (remiks do utworu Mohameda Ragaba i Jaren – „Hear Me”).

Na samym końcu, Fadi zabrał nas w niezwykłą podróż w czasie z „Breath Of Life” (AF Project, aliasem duetu Aly & Fila) oraz remiksem Egipcjan do „Aztec” autorstwa Neptune Project.

Przyznam, że set dobry, ciekawy, w pełni energiczny, choć… chyba – jako odbiorca – zawiesiłem Fadiemu zbyt wysoką poprzeczkę, spodziewałem się, że to jednak tę część wieczoru zapamiętam najlepiej. Słyszałem już – niestety nie ‚na żywo’ – wiele lepszych występów Egipcjanina. No ale – chyba jak mało kto – Fadi dosłownie odlatuje podczas puszczania muzyki. Widać, że jest jego prawdziwą pasją.

Ocena: 7/10

8. Bryan Kearney:

Napisało to już wielu… ale trudno – będę kolejnym: to było prawdziwe trzęsienie ziemi! Od początku do końca. Pod względem muzycznym, wizualnym (lasery oraz wizualizacje filmowe w tle) i energicznym.

Irlandczyk ani na moment nie pozwolił, aby jego występ stał się komukolwiek obojętnym. Każdy kolejny numer pożerał słuchaczy w całości. Oprócz mocnych, nowo psychodelicznych bitów, nie zabrakło miejsca na interpretację pierwszego utworu OceanLab, „Clear Blue Water” autorstwa Neptune Project; prac kolegów po fachu Kearneya (Willa Reesa, Tempo Giusta, Sneijdera czy Factora B), a także prawdopodobnie najbardziej oczekiwanej produkcji tego dnia: Plumb – „Need You Now (How Many Times)” (Bryan Kearney Remix).

Mimo, że nie jestem fanem psychedelicu, zwłaszcza w jego obecnej formie, ten set naprawdę mi się podobał! Brawo!

Ocena: 10/10

9. MaRLo:

Przyznam, że – pewnie jak wielu z Was – byłem już zmęczony tym wieczorem, zwłaszcza po tak fantastycznej atmosferze, jaką stworzył Bryan Kearney. Ale postanowiłem dać Holendrowi (mieszkającemu w Australii) szansę na rozbudzenie mnie, zwłaszcza dlatego, że jego występ miał być sygnowany hasłem ‚Tech Energy’.

Powiem krótko – miał on swoje wzloty i upadki; zalety i wady. A teraz rozwinę moją myśl. Bardzo miłym zaskoczeniem było usłyszenie „Anahery”. Jeszcze milszym – utworu „Anubis” od koreańskiego producenta, Plutiana. Ale tym największym stał się… moment, w którym usłyszałem „Subraumstimulation” Olivera Lieba, a tuż po nim hardtrance’ową bombę – „The Spirit” od Renegade System & Rainer K (z wytwórni Hyper Reality Records).

Nie zabrakło również takich smaczków, jak: „Hoipolloi” w remiksie Marka Sherry’ego, Rank 1 – It’s Up To You (Symsonic Remix), a także… „This Light Between Us” Armina van Buurena i Christiana Burnsa.

Momenty gorsze – przyznam szczerze, że nie potrafiłem i nadal nie potrafię powiedzieć czegokolwiek dobrego o najnowszym singlu MaRLo – „Ignite”. Podobnie mam z legendarnym „Cafe Del Mar” w wersji Beat Service’a.

Utwór finałowy – „The Dreamers” (z wokalem Jano) – był bardzo dobrym zwieńczeniem całej nocy. Hasło ‚Tech-Energy’ zostało wypełnione w 70-80%. Cóż, cieszmy się, że i tak w dużym stopniu.

Ocena: 7/10

Na koniec – chciałbym podziękować i pogratulować wszystkim: artystom, organizatorom, twórcom wizualizacji, Jurajowi Kličce, Kim Kionie i Geertowi Huininkowi za fenomenalną muzykę do każdego intro, które poprzedzało występy DJ-ów, tancerkom, MC Da Silvie (choć nie jestem wielkim fanem ‚krzykaczy’ w trakcie setów, to nie był on natrętny), słuchaczom z całego świata, fotografom, wszystkim pracownikom O2 Areny i każdemu, kto dołożył swoją cegiełkę w zbudowaniu tego muzycznego święta.


P.S. Wszystkie zdjęcia pochodzą z fanpage’a Transmission:

https://www.facebook.com/Transmission.official/?fref=ts

 

Copyright © All rights reserved. | Newsphere by AF themes.